Co to takiego? Dla kogo i dlaczego są przydatne? Kiedy i gdzie można je stosować? Czy bez nich da się żyć ☺ Gdzie się ich można nauczyć?
Umiejętności coachingowe to niezupełnie to samo co kompetencje coachingowe. Kompetencji oczekujemy od profesjonalnego coacha, który posiada stosowne wykształcenie, potwierdzone odpowiednią akredytacją i wykonuje swój zawód zgodnie z jego standardami i etyką. Nie ma chyba klienta, który świadomie zwróciłby się do niekompetentnego coacha ☺
Natomiast umiejętności coachingowe to (wchodzący w skład kompetencji coacha) zestaw pewnych narzędzi, zachowań, reakcji, które wprawdzie wywodzą się z profesjonalnego coachingu, tzn. charakteryzują działania zawodowych coachów, jednak dostępne są praktycznie każdemu i niemal każdy może z nich korzystać.
Podobnie jak w przypadku wielu innych umiejętności (np. negocjacyjnych, plastycznych czy wychowawczych), niektórzy ludzie niejako „rodzą się” z nimi i stosują je w sposób zupełnie naturalny (tak jak molierowski Pan Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą). Inni, aby osiągnąć w nich większą lub mniejszą biegłość, muszą się ich nauczyć – zrozumieć, przetrenować, przyswoić. Co bynajmniej nie znaczy, że nie mogą osiągnąć w nich mistrzostwa. Przyznam, że sama jestem dobrym tego przykładem – przez pierwszą połowę mojego życia, niemal całe moje zachowanie i postępowanie było zaprzeczeniem umiejętności coachingowych, a teraz – proszę bardzo! jestem praktykującym Master Coachem z najwyższą międzynarodową akredytacją ICF.
Na czym więc polegają te tajemnicze umiejętności coacha? I co sprawia, że w ostatnich czasach tak bardzo są poszukiwane i doceniane – u liderów, menadżerów, ale także u trenerów, konsultantów, nauczycieli, rodziców? Że chętnie byśmy je widzieli u naszych przywódców, lekarzy, partnerów życiowych czy zawodowych? Że ułatwiają życie nam i naszemu otoczeniu?
Zamiast wdawać się w teoretyczne rozważania, wolę wyjaśnić to na konkretnych przykładach. Opiszę tutaj pokrótce 3 umiejętności coachingowe – wybrałam takie, które wydają mi się ważne z 3 powodów:
- są zaprzeczeniem tego, co większość z nas robi spontanicznie i naturalnie
- ich użycie może być baaardzo szerokie
- są dobrym przykładem ilustrującym to, o co we wszystkich nich chodzi
A oto moja krótka lista:
Słuchanie ze zrozumieniem
I co w tym takiego nadzwyczajnego? – zapytasz. A jednak. Większość z nas słuchając, spontanicznie słucha z tak zwanej „pozycji pierwszej”, czyli z własnego punktu widzenia. Słuchając – jednocześnie bezwiednie oceniamy, porównujemy, dyskutujemy (choćby w myśli), szukamy odpowiedzi (choćby w myśli), znajdujemy rozwiązania (jak wyżej), odnosimy się do naszych własnych doświadczeń, wiedzy czy poglądów. Innymi słowy – pozornie słuchając drugiej osoby – tak naprawdę głównie wsłuchujemy się w siebie. Nic dziwnego, że nasi rozmówcy nieraz mają wrażenie, że nie zostali zrozumiani, że w ogóle tak naprawdę nie zostali wcale wysłuchani. Dowód? Przypomnij sobie, ile razy sam miałeś takie uczucie po rozmowie ze swoim dzieckiem / rodzicem, szefem/ pracownikiem, partnerem, uczniem, słuchaczem, klientem, usługodawcą…? (Trzy kropki zazwyczaj stosuję dla oznaczenia, że mogłabym tak kontynuować jeszcze długo, ale dla dobra sprawy powstrzymuję się ☺).
Otóż słuchanie coachingowe jest odmienne. Powiem w wielkim skrócie, że:
- chodzi w nim właśnie o jak najpełniejsze zrozumienie drugiej osoby i to nie tylko tego, co ona mówi do nas, ale także tego, czego nie mówi wprost, a więc na przykład: jej oczekiwań, trosk, potrzeb, pragnień, tego co dla niej ważne, tego czego się obawia…
- daje słuchanej osobie odczucie, że słuchający jest nią faktycznie zainteresowany i że dobrze jej życzy. Uwaga, uwaga! To odczucie jest uzasadnione! Słuchający coachingowo faktycznie słucha z prawdziwym zainteresowaniem i dobrze życzy osobie, której słucha.
- jest w tej umiejętności słuchania coś jeszcze, co trudno jest wyrazić słowami. Mianowicie – słuchający dostrzega szerszą perspektywę tego, co słyszy. Słucha nie tylko bardzo uważnie i bardzo wielowymiarowo, potrafi dostrzec istotne związki np. czasowe, znaczeniowe. Słyszy jak gdyby „patrząc z góry”. To zaś pozwala mu być dla swojego rozmówcy źródłem twórczej inspiracji, liderem zmian i rozwoju.

Komunikowanie wprost
Wbrew pozorom to ogromnie rzadka umiejętność. Przyjrzyj się swoim rozmowom z ludźmi, a zauważysz jak często mówimy coś, pozostawiając drugiej stronie cały trud zrozumienia o co nam naprawdę chodzi. Zakładamy, że ten ktoś zrozumiał, choć nie mamy do tego żadnych podstaw. Albo też nieraz mówimy w sposób zagmatwany, plączemy się, poprawiamy, zmieniamy temat, przeskakujemy „od sasa do lasa”. Jeszcze inna sprawa – mówimy, używając naszego własnego języka (bo niemal każdy z nas – może za wyjątkiem matematyków – ma swój własny, prywatny język!), który niekoniecznie jest zrozumiały dla drugiej osoby. Mówimy np. „obowiązek” lub „radość” lub „zwykła przyzwoitość”, jednak jest całkiem prawdopodobne, że te słowa co innego znaczą dla każdego z nas. Coachingowa umiejętność komunikowania wprost polega między innymi na tym, by do każdego mówić takim językiem i w taki sposób, który będzie dla niego najbardziej zrozumiały i przyniesie mu najwięcej korzyści.
Komunikowanie wprost nie polega bynajmniej na „waleniu wprost obuchem prze łeb”. Adepci coachingu uczą się tej umiejętności, by mówiąc jednoznacznie i „bez ogródek” jednocześnie nie ranić, nie obrażać, nie wywoływać negatywnych reakcji rozmówcy. Przypomnij sobie te sytuacje, kiedy mówiąc komuś coś wprost „w najlepszej wierze” i z najlepszymi intencjami, zrobiłeś sobie z tej osoby wroga lub choćby sprawiłeś jej (niechcący, ale co z tego!) dużą przykrość. Ja w każdym razie, dobrze to pamiętam z moje pierwszej „przed-coachingowej” połowy życia!
Jako szefowi, jako rodzicowi, ale także jako podwładnemu, członkowi zespołu, jako czyjemuś dziecku (i co z tego, że już dawno dorosłemu!), czyż nie przydałaby ci się taka cudowna umiejętność, pozwalająca powiedzieć wprost „bez owijania w bawełnę” to, co chcesz powiedzieć, a zarazem powiedzieć to tak, aby:
- ta osoba naprawdę to zrozumiała (a wcześniej jeszcze – zechciała zrozumieć)
- nie wywołało to w niej oporu (np. w postaci złości, bólu, zaprzeczenia… )
- zechciała się nad tym naprawdę zastanowić
- nie czuła się źle, kiedy ewentualnie przyzna nam rację ani nie czuła się źle, kiedy się z nami nie zgodzi.
Zarządzanie odpowiedzialnością
Ta umiejętność coachingowa polega w pierwszym rzędzie na pozbyciu się pewnego przyzwyczajenia, które większość z nas bezwiednie posiada. Otóż, jakoś tak się dzieje, że chcąc nie chcąc czujemy się odpowiedzialni za inne osoby. A jeśli nawet nie czujemy się odpowiedzialni, to zachowujemy się tak, jakbyśmy odpowiedzialni byli. Czyli co? Czyli jak? Czyli – dajemy rady, śpieszymy z rozwiązaniami, wyrażamy swoje zdanie na dany temat. I co gorsza – śpieszymy z pomocą, której nikt od nas nie oczekuje. A do tego – kontrolujemy, oceniamy, przyrównujemy do naszych własnych standardów i oczekiwań.
To wszystko dlatego, że chcemy jak najlepiej! Otóż, chcieć jak najlepiej to nie to samo co chcieć dobrze. Za bardzo się staramy. Za bardzo stawiamy sobie za punkt honoru. Zauważ! O kogo tutaj chodzi? Znowu chodzi tutaj o nas samych, nie zaś o tę drugą osobę. W przejmowaniu odpowiedzialności z kogoś, tak naprawdę chodzi mnie, o moje własne ego. Przejmując odpowiedzialność, przejmuję kontrolę, potwierdzam swoją wartość i ważność. A tym samym odbieram część wartości ważności tej drugiej osobie
Tymczasem coachingowe zarządzanie odpowiedzialnością opiera się na szacunku do drugiej osoby i na zaufaniu do jej możliwości. To bardzo trudna umiejętność! Z reguły uważamy się za mądrzejszych od innych – zwłaszcza kiedy jesteśmy od nich starsi, mamy wyższe stanowisko, większe doświadczenie, wykształcenie, władzę, zarobki. Jakże ciężko jest nam dać naszym podwładnym, dzieciom, uczniom, partnerom, klientom, podwykonawcom… takie zwykłe ludzkie prawo do wolności, które jest prawem do odpowiedzialności. Czyli do decydowania, do wyboru tego kim są i co robią, w jaki sposób realizują swoje zadanie.
Mikrozarządzanie to biznesowa odmiana tego zjawiska. Jego przeciwieństwem jest empowerment – przyznanie mocy i uznanie autonomii. Ale nie tylko do tego sprowadza się ta coachingowa umiejętność. Myślę, że jej fundamentem jest partnerstwo – to, czy traktujesz drugą osobę (nawet jeśli jest ona w jakimś stopniu zależna od ciebie) jako wartościowego partnera, czy nie. Wartościowy partner, wartościowa partnerka to ktoś, kto może zaproponować coś wartościowego, na co sami byśmy nie wpadli. Hej! Przecież o takich ludzi nam chodzi! Pozwólmy im być, pozwólmy im zaskakiwać nas pozytywnie.
Coachingowa umiejętność zarządzania odpowiedzialnością to w dużym skrócie:
- zaufanie do drugiej osoby, że znajdzie najlepsze sposoby działania by zrealizować ustalone cele
- przekazanie jej tej odpowiedzialności, sprawienie, by poczuła się Autorem i Twórcą, w 100% odpowiedzialną za to co ma zrealizować
- to zaś wyzwala w ludziach niesamowity twórczy i energetyczny potencjał
- radość i zaciekawienie, kiedy obserwujesz jak ta osoba przekracza sama siebie, a co dopiero twoje oczekiwania, stając się prawdziwym Twórcą, Autorem odpowiedzialnym za kształt Dzieła.
Przykłady umiejętności coachingowych użytecznych tak w życiu zawodowym jak prywatnym mogłabym mnożyć. Jednak nie o to mi chodzi. Mam nadzieję, że pomogłam ci zrozumieć, co stanowi ich sens. Że nie są ani fanaberią, ani sztuką dla sztuki ani tylko modnym gadżetem. Ich przeznaczenie jest praktyczne i pragmatyczne. A jednocześnie – bardzo humanistyczne. Z jednej strony pozwalają nam lepiej, łatwiej i efektywniej osiągać nasze cele. Z drugiej strony – sprawiają, że ta „druga strona” naszego działania nabiera podmiotowości i wartości, na jakie zasługuje. Pojawia się tutaj takie pozytywne sprzężenie zwrotne. Ty osiągasz swoje cele dzięki temu, że twój partner zaspokaja swoje potrzeby. I nie ma w tym ani manipulacji, ani wykorzystywania – jest pełna transparentność i 100% win-win. Także twój partner osiąga swoje cele, a ty zaspokajasz swoje potrzeby.
Doświadczeni coachowie mawiają, że od swoich klientów dostają więcej niż sami im dają. Umiejętności coachingowe sprawiają, że dając – otrzymujesz więcej. Ale nie oszukujmy się, twój „biorca” otrzymuje jeszcze więcej. Jest to taka samonakręcająca się spirala, która ciągle idzie wzwyż.
Mam nadzieję, że odpowiedziałam na pytania: komu, na co, po co, kiedy… A jeśli nie jesteś zadowolona z moich odpowiedzi, napisz, zapytaj – postaram się lepiej ☺
Pora, by zastanowić się, czy to każdemu jest potrzebne („czy bez tego można żyć”). Odpowiedź jest jasna i brzmi: tak, oczywiście, można żyć bez tego. Wiem coś o tym i ty zapewne też. Podobnie jak można żyć bez komputera, dostępu do Internetu, zmywarki do naczyń, przyjaciół, muzyki i mnóstwa innych spraw. Pytanie brzmi – po co? Skoro istnieją, skoro są dobre i życie z nimi zmienia się na lepsze, czemu służyłoby pozbawianie się ich? Jeśli masz na to odpowiedź, koniecznie daj znać!
0 komentarzy